Żołnierz AK Jan Siwierski

SPOTKANIE POŚWIĘCONE ŻOŁNIERZOWI  AK JANOWI SIWIERSKIEMU

29 listopada br. odbyło się kolejne spotkanie Towarzystwa Przyjaciół Miasta Żyrardowa,  tym razem poświęcone żołnierzowi Armii Krajowej Ośrodka AK „Żaba” używającego pseudonimu „Iglicz”.

Siwierski J.0

Na spotkaniu syn Jana Siwierskiego Pan Piotr, a jednocześnie autor książki poświęconej ojcu pt. „Ściegi historii” zapoznał licznie zgromadzonych słuchaczy z sylwetką i osobowością Jana Siwierskiego, z Jego losami i działalnością podziemną w czasie wojny oraz z przeżyciami po zakończeniu wojny.

Opowieść oparta została na osobistych wspomnieniach o ojcu i Jego wspomnieniach, na opowiadaniach rodzinnych, na notatkach Jana Siwierskiego i na dokumentach mozolnie zdobywanych w IPN –ie i innych archiwach, wydobywanych z benedyktyńską skrupulatnością i cierpliwością.

Prelegent przedstawił biografię Jana Siwierskiego w okresie przedwojennym, Jego losy w czasie kampanii wrześniowej i opowiedział o wydarzeniach w czasie wojny z udziałem „Iglicza” jako żołnierza AK działającego w konspiracji, uczestniczącego w walkach dywersyjnych, a potem o Jego losach w okresie powojennym – kolejnych aresztowaniach, przesłuchaniach, stosowanych torturach, odsiadywaniu wyroków. W trakcie wypowiedzi słuchaczom prezentowano zdjęcia i dokumenty zgromadzone i zawarte w opublikowanej książce. Skrócony zapis prelekcji autorstwa Piotra Siwierskiego, zawarty w załączonym do niniejszej notatki aneksie, opublikowany zostanie w najbliższym wydaniu „Żyrardowskich Zeszytów Literackich”.

W końcowej części swojej wypowiedzi Pan Piotr Siwierski podzielił się z zebranymi swoimi refleksjami, a zwłaszcza tym że póki pamiętamy o takich osobach i mamy możliwości, powinniśmy zbierać dokumenty i ślady obrazujące działalność w tamtych czasach i utrwalać je dla przyszłych pokoleń.

Dziękujemy licznie przybyłym uczestnikom, którzy mieli okazję poznać osobę Jana Siwierskiego, bohaterskiego żyrardowianina, o którym powinniśmy pamiętać. Po zakończeniu spotkania uczestnicy zostali obdarowani ostatnimi publikacjami Towarzystwa, a mianowicie – autorstwa Piotra Zabornego „Żyrardów – od osady fabrycznej do miasta powiatowego” i wznowioną publikacją Muzeum „Vademecum Żyrardowa”.

Siwierski J. 3       Siwierski J.1

IMG_3914   IMG_3901

IMG_3918    IMG_3897

Zobaczyć historię,

czyli słów kilka o Janie Siwierskim „Igliczu”, żołnierzu 1-szej kompanii żyrardowskiego

Ośrodka AK „Żaba”.

Poznać losy mojego Taty i Rodziny pomogła mi historia z wojskową lornetką wyprodukowaną przez Polskie Zakłady Optyczne w 1937 roku, kompletną z futerałem skórzanym i w doskonałym stanie, będącą w posiadaniu najpierw mojego Taty Jana Siwierskiego, a po Jego śmierci do września roku 2014 w moim. Przy czym już na początku wyjaśniam, że z powodu pomyłki w akcie chrztu Tata do roku 1967 znany był pod nazwiskiem Siwirski.

O ostatnich wydarzeniach dotyczących tej lornetki zadecydował przypadek. Gdy w połowie września 2014 roku byłem z Rodziną na patriotycznym festynie „Tobie Ojczyzno”, zorganizowanym na cyplu Czerniakowskim w Warszawie przez Stowarzyszenie Siła i Honor im. gen. Sławomira Petelickiego we współpracy m.in. z Fundacją Byłych Żołnierzy Jednostek Specjalnych GROM, wstąpiłem do stoiska Muzeum Wojska Polskiego. Tam krótka rozmowa z Panem Michałem Mackiewiczem przedstawicielem Działu Historii Wojskowości, dotycząca dalszych losów lornetki, utwierdziła mnie w słuszności podjętej decyzji o przekazaniu jej do Muzeum. Miałem świadomość, że w ten sposób utracę jedną z pamiątek po Ojcu, ale z drugiej strony nie chciałem by i ona stała się łupem złodzieja, tak jak srebrny zegarek kieszonkowy Omega Taty skradziony kilka miesięcy wcześniej.

Pod koniec września 2014 roku w gmachu Muzeum WP, podczas rozmowy z Panem Michałem Mackiewiczem o wcześniejszych losach tej lornetki, zdałem sobie sprawę jak niewiele wiem. Jedyne czego byłem pewien to fakt, że była w mojej Rodzinie od zawsze, czyli tak długo jak tylko mogłem sięgnąć pamięcią, że miała jakiś związek z wojennymi przeżyciami mego Taty żołnierza Armii Krajowej w stopniu kaprala, dowódcy 2-jej drużyny w 1-szym plutonie specjalnym 1-szej kompanii żyrardowskiego Ośrodka AK „Żaba”, używającego pseudonimu „Iglicz”. Była do oglądania, podziwiania i po części do zabawy, ale tylko w domu nigdy z kolegami w wojnę na podwórzu. Niestety informacji w jaki sposób trafiła w ręce Taty z pewnością już nie uzyskam. Chociaż fakt, że za jej przekazanie podziękował mi Pan Profesor Zbigniew Wawer, Dyrektor Muzeum Wojska Polskiego, wskazuje, moim zdaniem, na jej dużą historyczną wartość. Obecnie wiem, że wśród podobnych eksponatów Muzeum jest jedną z najlepiej zachowanych.

Wraz z lornetką przekazałem w darze dla Muzeum, treść przemówienia pożegnalnego wygłoszonego podczas pogrzebu Taty w dniu 22 września 1980 roku na żyrardowskim cmentarzu. Żegnał go w imieniu żołnierzy Armii Krajowej Ośrodka „Żaba” Jego ostatni dowódca i przyjaciel por. Tadeusz Wierzbicki „Świda”. Okazało się to jednak trochę za mało i zostałem poproszony przez Pana Michała Mackiewicza o podanie choć kilku faktów z życia Taty, aby lornetka, przez powiązanie z konkretną osobą i z rzeczywistymi wydarzeniami, stała się w pełni wartościowym eksponatem.

Pierwsza wersja życiorysu Taty, przygotowana w oparciu o informacje zachowane w pamięci, liczyła tylko dwie strony maszynopisu. I chyba fakt, że nie była zbyt obszerna, wywołał u mnie chęć jej uzupełnienia, wypełnienia kolejnymi informacjami i wydarzeniami. Niestety nie bardzo mogłem już liczyć na wspomnienia żyjących starszych członków Rodziny. Przede wszystkim więc sięgnąłem do teczki, w której zgromadzonych było wiele materiałów dotyczących Taty, w tym jak się okazało liczne odręczne notatki i dokumenty, przekazane mi przez Mamę po Jego śmierci. Ponadto dopisało mi szczęście, gdy mój syn – po dziadku też Jan – znalazł na stronie internetowej Instytutu Pamięci Narodowej informację zamieszczoną w Biuletynie IPN-u z roku 2008, dotyczącą „Iglicza”. Choć była krótka i wymieniony był w niej tylko pseudonim Taty, to miałem już podstawy do wystąpienia do IPN-u o udostępnienie wszystkich dokumentów Jego dotyczących. Tym bardziej, że zarówno Okręgowa Rada Adwokacka w Warszawie, jak i Centralne Archiwum Wojskowe, do których zwróciłem się w poszukiwaniu kolejnych dokumentów, odesłały mnie właśnie do Instytutu.

Co prawda kwerenda prowadzona w archiwach Instytutu trwała dość długo, ale było warto czekać, bo ilość odszukanych dokumentów zaskoczyła również pracownika IPN-u, który podczas ich przekazania powiedział, że rzadko kiedy udaje się odnaleźć tak pełną, autentyczną dokumentację Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego z lat czterdziestych, dotyczącą jednej osoby. Zachęcony takim wynikiem wystąpiłem do Instytutu o zwrot oryginałów wszystkich dokumentów zatrzymanych podczas aresztowania Taty w dniu 10 kwietnia 1945 r. i nie zwróconych Mu po odbyciu kary. To pozwoliło mi odzyskać m.in. kenkartę wystawioną w dniu 5 kwietnia 1943 r. oraz ausweis wystawiony w dniu 5 stycznia 1945 r. Dodatkowo, na co zupełnie nie liczyłem, z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, do którego zwróciłem się o dokumentację związaną z przyznaniem Tacie renty inwalidzkiej, otrzymałem Jego oryginalną legitymację ubezpieczeniową wystawioną w dniu 21 lutego 1941 r. z adnotacjami od roku 1934.

Odkrywanie nie znanych mi do tej pory faktów z historii Taty spowodowało potrzebę poszukiwań kolejnych informacji dotyczących wydarzeń, w których brał udział. Jak się okazywało informacji dostępnych zarówno w licznych publikacjach opisujących przebieg okupacji Żyrardowa i okolic, jak też na wielu stronach internetowych poświęconych wojennej historii naszego miasta. Wtedy szczęśliwie dostałem również wspomnienia Pana Profesora Jerzego Peńsko „Szczepana” (żołnierza plutonu łączności Ośrodka AK „Żaba”) zdecydowanie poszerzające zakres informacji o zdarzeniach mających miejsce w Żyrardowie i okolicy w latach 1939-1945, które za zgodą autora mogłem opublikować.

Mając tak bogatą dokumentację, w tym również przechowywane w teczce kartki kalendarza z 1945 roku z zapiskami Mamy oraz liczne notatki, wspomnienia potwierdzone podpisami i kopie oświadczeń składanych swego czasu do różnych instytucji oraz kolejne własne „przypomnienia” poczułem potrzebę zebrania tego wszystkiego w jedną całość.

Muszę przyznać, że było dokładnie tak, jak określił to mój Syn – „Każde zanurzenie się w historię jest jak wejście w bagno – wciąga”. Pogrążyłem się więc „po uszy” i „bez reszty” w dzieje Taty, widząc nawet najwcześniejsze wydarzenia osnute mgłą szybko upływającego czasu całkiem wyraźnie, tak jakby pomagała mi lornetka przekazana przecież już do Muzeum Wojska Polskiego. To co udało mi się odszukać i ustalić, zobaczyć we wspomnieniach oraz potwierdzić wieloma dokumentami postanowiłem przenieść na kartki opracowania, któremu nadałem tytuł „Ściegi historii”. Tytuł nawiązuje do zawodu Taty, tak jak i okładka przedstawiająca marynarkę w trakcje szycia, której kieszonka znajdująca się na wysokości serca ma kształt Polski zaznaczony białą fastrygą, i klapę w którą wbita jest igła z nićmi, białą i czerwoną, układającymi się w litery AK. Dodatkowo postanowiłem opublikować również, w formie uzupełnienia, cały szereg dokumentów i informacji tylko pośrednio związanych z osobą mego Taty, w tym dekrety na podstawie których był sądzony i skazywany, krótkie życiorysy sędziów wydających wyroki w Jego sprawach, opisy więzień w których był przetrzymywany, a także opis działalności funkcjonariuszy Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w latach 1945 – 1956. Są to materiały, na które natrafiłem dzięki Internetowi, a do których niektórzy czytelnicy książki, szczególnie osoby zdecydowanie wcześniej urodzone mogłyby nie dotrzeć.

Historia Taty, którą dzięki lornetce udało mi się zobaczyć przedstawia się następująco.

Jan Siwierski urodził się 30 czerwca 1914 r., w domu rodzinnym, we wsi Grabce Józefpolskie położonej nieopodal Mszczonowa. Jego Rodzice, to Marcin, kowal pracujący we własnej kuźni, i Stanisława z domu Burchert, która prowadziła i pełen dzieci dom i całe gospodarstwo. W roku 1930 Jan ukończył siedmioklasową szkołę w Mszczonowie. Rok później, jako siedemnastolatka, Rodzice wysłali Go na trzyletnią naukę krawiectwa do Pana Wacława Guraja w Żyrardowie. Służbę wojskową Tata rozpoczął w kwietniu 1937 r. w Warszawie, a następnie został przeniesiony do batalionu telegraficznego mieszczącego się w Twierdzy Brześć nad Bugiem, z której we wrześniu 1938 roku powrócił do cywila jako strzelec o specjalności wojskowej telefonista.

Jako rezerwista, został w przededniu wybuchu II Wojny Światowej powołany do wojska, więc zameldował się w Twierdzy Brześć, z której wraz ze swoim oddziałem wyruszył na południe w stronę Krzemieńca Podolskiego. Jego jednostka w trakcie przemarszu kilkakrotnie staczała potyczki z oddziałami niemieckimi wspieranymi przez lotnictwo, w wyniku których poniosła straty w ludziach oraz utraciła większość sprzętu. Po wkroczeniu, w dniu 17 września 1939 r., Armii Czerwonej na terytorium Polski Jego oddział został rozbrojony w okolicach Dubna przez Rosjan, którzy wówczas brali do niewoli tylko oficerów, a szeregowych żołnierzy puszczali wolno. Korzystając z tego zdecydował się wraz z kilkoma kolegami z centralnej Polski na powrót do domu. Grupa, z którą wędrował, już w cywilnych ubraniach otrzymanych gdzieś po drodze, została aresztowana przez żołnierzy niemieckich w okolicach Siedlec. W trakcie transportu na roboty do Niemiec, podczas postoju w Mszczonowie, znając doskonale teren namówił kolegów na ucieczkę, która się powiodła, dzięki czemu wrócił do domu Rodziców i do zakładu krawieckiego Pana Guraja, w którym pracował przez całą okupację.

Jan Siwierski pierwszy kontakt z powstającą w Żyrardowie konspiracją niepodległościową miał już w październiku 1939 roku, a doTajnej Armii Polskiej wstąpił w pierwszych dniach stycznia 1940 roku przyjmując pseudonim „Iglicz”, co związane było z wykonywanym zawodem krawca. Jako żołnierz AK brał aktywny udział w wielu zbrojnych akcjach, między innymi w:

¾     rozbiciu, w dniu 15 maja 1943 r., mleczarni w Żyrardowie,

¾     dwukrotnym wymierzeniu kary leśniczemu Gronowskiemu i jego synowi za zbyt gorliwą współpracę z Niemcami, m.in. przy wywózce Polaków na roboty. Miejscem akcji była leśniczówka w lesie Radziejowskim, koło Hamerni. W dniu 18 czerwca karą była chłosta natomiast w dniu 20 lipca 1943 r. leśniczy miał być zastrzelony, ale oddział Akowców nie zastał go w domu, więc tylko zdemolował leśniczówkę. Akcja ta została przeprowadzona w trakcie powrotu do Żyrardowa po,

¾     rozbiciu, w dniu 20 lipca 1943 r., wojskowej radiostacji w Grodzisku Mazowieckim mającej istotne znaczenia dla Niemców.

Ponadto Tata uczestniczył w:

¾     wysadzeniu, w dniu 6 sierpnia 1943 r., torów kolejowych na trasie Żyrardów – Skierniewice,

¾     koncentracji żyrardowskich oddziałów AK, w dniach 2 – 5 sierpnia 1944 r., w lasach Sokulskich, po zakończeniu której pozostał w oddziale „leśnym” dowodzonym przez porucznika Jerzego Mitrosa „Długiego”,

¾     zasadzce, w dniu 7 sierpnia 1944 r., na niemiecki oddział pacyfikacyjny w okolicach Rotowa,

¾     nieudanej próbie wysadzenia, w dniu 9 sierpnia 1944 r., tzw. „żelaznego mostu” kolejowego pod Suchą Żyrardowską.

Opisy niektórych z tych akcji we wspomnieniach Taty, spisanych w połowie lat siedemdziesiątych, brzmią następująco:

1)      „W maju 1943 r. przyszedł rozkaz Komendy Ośrodka AK „Żaba” do dowódcy plutonu Jerzego Mitrosa „Długi”, aby w dniu 15 maja 1943 r. rozbić mleczarnię przy ul. Leśnej, obecnie im. Marcelego Nowotki. W dniu tym miały być rozbite wszystkie mleczarnie na terenie ówczesnego powiatu Błońskiego. Jerzy Mitros wyznaczył spotkanie członków plutonu na godz. 2200, na polanie w pobliżu domu Stefana Sadowskiego zamieszkałego na Piotrowinie, obecnie przy ul. Dębowej. Do akcji zostali wyznaczeni: Sadowski Stefan „Nalot”, Samoraj Wacław „Lis”, Sowiński Władysław „Włóczęga”, Kanicki Wacław „Kruk”, Wojciechowski Jan „Mat”, Tomaszewski Marian, Sadowski Zygmunt „Saper”, Siwirski Jan „Iglicz” i Sadowski Ryszard „Zyndram”. Akcją dowodził Mitros Jerzy „Długi”. Przed omówieniem zadań kto ma jakie wykonać pobraliśmy broń od Stefana Sadowskiego „Nalot”, u którego mieliśmy podręczny magazyn broni, która była potrzebna do wykonania szybkich akcji.

W czasie zbiórki dowódca przydzielił każdemu zadanie, oraz omówił przebieg mającej odbyć się akcji. Akcja była wyjątkowo niebezpieczna, gdyż nieprzewidzianie w dniu tym odbywała się pacyfikacja Żyrardowa przez żandarmerię Grodziska, Pruszkowa i Warszawy oraz miejscową żandarmerię i folksdojczów. Dużo ludzi aresztowali oraz spenetrowali las Żyrardowski. Zadowoleni wracali z akcji, bo zdawało się im, że zlikwidowali opór Polaków na terenie Żyrardowa, tylko na torach kolejowych wzmocnili warty niemiecko-ukraińskie. O godz. 2300 przystąpiliśmy do akcji. Kol. Kanicki Wacław wszedł na słup i przeciął przewody telefoniczne i wyłączył światło, po czym wkroczyliśmy do środka. Przez szybę zauważyliśmy, że cywilny wartownik niemiecki trzyma za słuchawkę i usiłuje dzwonić. Dla nas nie było to już groźne. Siłą otworzyliśmy drzwi do mleczarni. Kilka uwag cielesnych otrzymał wartownik i właścicielka mleczarni Kowalczykowa, która wyjątkowo źle się obchodziła z Polakami. Jej mąż miał opinię dobrego Polaka, musiał tylko stanąć twarzą do ściany, jak jego żona i niemiecki wartownik. Następnie zaczęliśmy demolować urządzenia młotem. Stefan Sadowski miał strażacki toporek i ten rozbijał zbiorniki z mlekiem, co stwarzało huk rzucanych granatów. Po zdemolowaniu mleczarni i zniszczeniu ewidencji oraz wyrzuceniu masła w piach o godz. 2420 w nocy akcję zakończyliśmy, potem wszyscy udaliśmy się na tak zwany pałac – teren końca Piotrowiny przy lesie, skąd po sprawdzeniu przez dowódcę, czy wszystko w porządku, wszyscy razem, po kolana w wodzie strumykiem, który tamtędy płynie przeszliśmy na stronę torów kolejowych, gdzie mieszkał Sadowski Ryszard, a stamtąd każdy według swoich możliwości poszedł do domu.

Nazajutrz wściekłość niemców nie miała granic, pokazaliśmy okupantowi, że Polska żyje i walczy.

Niejednemu wydać się może, że było to zadanie łatwe, ale może to powiedzieć ktoś co nigdy nie brał udziału w żadnej akcji. Bo jednak trzeba było się mocno pilnować żeby nie wpaść na niemców i nie dać się zaskoczyć. To wymagało ludzi pewnych i zdecydowanych na wszystko.”

2)      „15 czerwca 1943 r. „Leopold” (nazwiska nie pamiętam) otrzymał rozkaz z Ośrodka „Żaba” zniszczyć radiostację w Grodzisku Mazowieckim. Tego dnia po skontaktowaniu się „Leopolda” z Jerzym Mitrosem „Długim” Mitros zebrał grupę (w brudnopisie ten fragment wspomnień brzmi nieco inaczej, tj. „18 lipca 1943 r. Leopold dostał rozkaz z ośrodka „Żaba” rozbić radiostację w Grodzisku Mazowieckim. 20 lipca 1943 r. J. Wojciechowski zebrał grupę w osobach …”) chętnych w osobach Stefan Sadowski „Nalot”, Jan Wojciechowski „Mat”, Skrowaczewski Jan „Klemanjo”, Siwirski Jan „Iglicz”, Garbarski Henryk „Jur”, Kanicki Wacław „Kruk” i Sadowski Zygmunt „Saper”. Zbiórka nastąpiła na Piotrowinie, gdzie po uzupełnieniu broni od Stefana Sadowskiego i omówieniu zadania, które nas czeka wyruszyliśmy marszem ubezpieczonym pod mostem koło Św. Jana w stronę Korytowa.

Przed młynem w Korytowie przeszliśmy na drugą stronę szosy. Dalej przez Mariampol w stronę Międzyborowa i Jaktorowa, bocznymi drogami marszem ubezpieczonym doszliśmy do Grodziska Maz. Tam po spotkaniu z grupą z Grodziska i dokładnym omówieniu przez „Leopolda” akcji, którą mieliśmy wykonać, pod jego dowództwem przystąpiliśmy do jej wykonania.

Grupa Grodziska, która lepiej znała teren od nas, była grupą ubezpieczającą. Żyrardów miał zadanie zniszczyć radiostację.

Materiały wybuchowe przygotował Grodzisk, były to wiązki granatów, żeby było łatwiej zniszczyć dany obiekt.

Po wtargnięciu na teren i unieszkodliwieniu warty, która niczego się nie spodziewała zniszczyliśmy radiostacji granatami, ale zostały maszty, których już nie zdążyliśmy zniszczyć, bo niemcy zaczęli się bronić i musieliśmy się szybko wycofać z Grodziska.

Idąc z powrotem z Grodziska do Żyrardowa poszliśmy na las Radziejowski, bo mieliśmy rozkaz by wykonać wyrok śmierci wydany na leśniczego Gronowskiego za szykanowanie Polaków i pomaganie niemcom w wywózkach na roboty.”

Tak zupełnie na marginesie – do dziś pamiętam zdziwienie jakie wyraziły osoby zajmujące się historią Ośrodka Armii Krajowej w Grodzisku Mazowieckim „Gąbka” – „Osa”, gdy dotarłem do nich z informacją, że zniszczenia radiostacji dokonała grupa żołnierzy AK z Żyrardowa. I informacja – wojskowa radiostacja w Grodzisku Mazowieckim była stacją odbiorczą współpracującą z ośrodkiem nadawczym w Babicach pod Warszawą, służącą do utrzymywania łączności z okrętami podwodnymi Krigsmarine operującymi na Atlantyku, wyposażoną w jedną antenę rozpiętą na trzech masztach. Obecnie jedyną pozostałością po tej ważnej dla niemieckiej marynarki wojennej stacji jest budynek byłej portierni ukryty między blokami grodziskiego osiedla „Kopernik”.

3)      „Dnia 6 sierpnia 1944 r. Jerzy Mitros „Długi” otrzymał rozkaz wysadzenia torów w lesie za Piotrowiną. Mitros wyznaczył grupę dziesięciu ludzi do akcji. Sadowski Stefan „Nalot”, Sadowski Ryszard „Zyndram”, Galicki Sławomir, por. Wierzbicki Tadeusz „Świda”, Siwirski Jan „Iglicz”, Ekielski Józef „Ponury”, Kanicki Wacław „Kruk”, Wójcik Bronisław „Paszko”, Rybkowski i Głowacki „Góral” i Por. od pracy minerskiej z Milanówka. Zanim przystąpiliśmy do pracy pytaliśmy Por. z ośrodka, czy nie lepiej byłoby wysadzić most żelazny, ale On odpowiedział, że ma za mało materiału wybuchowego i musimy zrezygnować z mostu i wysadzić tor. Gdy przyszliśmy na miejsce podzieliliśmy się na dwie grupy, grupę osłonową i minerską. Grupą osłonową dowodził por. Wierzbicki rozstawił posterunek od Skierniewic i drugi od Żyrardowa żeby nie dać się zaskoczyć niemcom. Po skontaktowaniu się z Długim że ubezpieczenie rozstawione, grupa Długiego zajęła się założeniem ładunków wybuchowych na przestrzeni około pięćdziesięciu metrów. Po założeniu ładunków wybuchowych wycofaliśmy się wszyscy do lasu, wkrótce nastąpił wybuch, który zniszczył tory na przestrzeni około 60 – 70 m długości. Linia kolejowa nie była czynna dwa dni.

Represji za ten sabotaż w stosunku do ludności nie było, a zwłaszcza do Piotrowiny bo tam było najbliżej. A jak się później rozmawiało z miejscową ludnością, to każdy mówił, że dobrze niemcom robią i że są tacy co się ich nie boją, to podnosiło miejscową ludność na duchu, bo wiedzieli że Polska żyje i walczy.”

Tu krótkie wyjaśnienie – określenia „niemcy” Tata we wspomnieniach używał wielokroć, ale za każdym razem pisał je (jestem pewien, że z rozmysłem i w pełni świadomie) z małej litery.

Po próbie wysadzenia mostu kolejowego w dniu 9 sierpnia 1944 r. Tata, z powodów zdrowotnych, opuścił oddział partyzancki „Długiego” i powrócił do Żyrardowa. Działając nadal w konspiracji pełnił w stopniu kaprala, do rozwiązania oddziałów Obszaru Warszawskiego AK w dniu 16 stycznia 1945 r., funkcję sekcyjnego, a następnie dowódcy 2-giej drużyny w 1-szym plutonie specjalnym 1-szej kompanii Ośrodka AK „Żaba” (wówczas „Komar”).

W związki z działalnością w ruchu oporu Jan Siwierski „Iglicz” był aresztowany przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego dwukrotnie. Pierwsze aresztowanie, w dniu 10 kwietnia 1945 r. – 8 dni po ślubie z Barbarą Sowińską „Sylwią”, łączniczką 1-szej kompanii Ośrodka AK „Żaba”, miało związek z oskarżeniem Go o współpracę z por. Jerzym Mitrosem „Długim” oraz próbę kupna dla niego broni i skończyło się wyrokiem (z 5 maja 1945 r.) skazującym na 6 lat więzienia. Karę odbywał w więzieniach w Warszawie na Pradze (tzw. Toledo) i na Rakowieckiej oraz we Wronkach. Dzięki intensywnym staraniom żony i pomocy Pana Wacława Kuniegis-Kierskiego, adwokata z Warszawy, Najwyższy Sąd Wojskowy postanowił (24 października 1945 r.) zawiesić wykonanie pozostałej nieodbytej przez Jana Siwierskiego kary na okres dwóch lat.

Po raz drugi został aresztowany przez funkcjonariuszy Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Grodzisku Mazowieckim i osadzony w grodziskim więzieniu, jako podejrzany o nielegalne posiadanie pistoletu oraz napady. Miało to miejsce 18 października 1948 r., gdy żona Barbara była w drugim trymestrze ciąży, a córka Maria, moja siostra, miała niespełna rok. Aresztowanie to miało bezpośredni związek ze śledztwem prowadzonym przez grodziskich funkcjonariuszy UB, toczącym się w sprawie oddziału mszczonowskiego Ośrodka AK „Chrabąszcz” dowodzonego przez Aleksandra Sęktasa „Żbika”, działającego również po wyzwoleniu, do końca czerwca roku 1946, pogardliwie i tendencyjnie określanego w materiałach UB jako banda terrorystyczno-rabunkowa. W skład oddziału „Żbika” wchodzili m.in. dwaj bracia Taty – Tadeusz „Dąb” oraz Wacław. W efekcie bardzo długiego, bo ponad półrocznego dochodzenia, któremu towarzyszyły kolejne przesłuchania pełne okrucieństw, stwierdzono, że Jan Siwierski „W dniu 13 października 1948 r. od godz. 7-ej rano do godz. 20-ej tegoż samego dnia w mieszkaniu własnym w Żyrardowie posiadał i przechowywał jeden pistolet brata typu Walther kal. 7,65 z nabojami”. Wyrok wydany 27 czerwca 1949 r. skazywał „Iglicza” na rok więzienia w całości „odsiedziany” na Rakowieckiej. W efekcie urazów spowodowanych wieloma wyrafinowanymi torturami stosowanymi podczas niekończących się brutalnych przesłuchań w trakcje obu aresztowań konieczna była trepanacja czaszki, którą Tata przeszedł już na wolności. Inne liczne dolegliwości związane z pobytami w więzieniach odczuwał do końca życia.

Tak jak podczas wojny również po jej zakończeniu, z przerwami na pobyt w więzieniach, Tata zajmował się krawiectwem doskonaląc na różnych kursach swoje umiejętności. Początkowo prowadził własny zakład, a po przyłączeniu się do Spółdzielni Pracy „Żyrardowianka” pracował najpierw jako kierownik punktu usług krawieckich, a później jako brakarz prowadzący kontrolę jakości ubrań uszytych przez innych krawców Spółdzielni.

Ze względu na szybkie pogarszanie się stanu zdrowia fizycznego i psychicznego, spowodowane głównie brutalnością funkcjonariuszy UB, a po części także trudami partyzantki, Tata przeszedł 19 maja 1971r. na rentę zdrowotną. Mając zdecydowanie więcej wolnego czasu jego znaczną część mógł wreszcie poświęcić Rodzinie, którą kochał, i której zawsze był oddany. Poza tym, że wszyscy chodziliśmy wówczas w ubraniach przez Niego uszytych, co miało dla nas istotne znaczenie finansowe, pamiętam, że na Tatę w każdej sytuacji można było liczyć, że Siostrze i mnie pomagał jak tylko mógł i potrafił, na przykład opiekując się swoimi wnuczkami. Dopiero po licznych odwołaniach, 31 stycznia 1978 r., przyznano Mu, w związku z działalnością w ruchu oporu, rentę inwalidzką wojenną trzeciej grupy.

W dniu 18 września 1980 r., w godzinach porannych, Jan Siwierski przyjęty został do Szpitala Miejskiego w Żyrardowie z podejrzeniem zapalenia płuc i tego samego dnia, w wyniku pęknięcia niezdiagnozowanego wcześniej tętniaka aorty, zmarł. Tak oto żołnierz AK „Iglicz” rozpoczął Wieczną Wartę.

Piotr Siwierski

Piotr Siwierski żyrardowianin z urodzenia, rocznik 1949, jest zootechnikiem, absolwentem Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Wykonując swój wyuczony zawód przez wiele lat miał bliski kontakt z hodowlą drobiu i produkcją drobiarską. Obecnie jest pracownikiem jednego z urzędów centralnych.