Żyrardów

„Miasto idealne” – fascynuje zamierzeniami budowniczych, przemysłową potęgą fabryki wyrobów lnianych pamiętaną z czasów Filipa de Girard, Karola Hiellego i Karola Dittricha, trudem życia i pracy kolejnych pokoleń robotników – często bezimiennych bohaterów historii tego miejsca. Przybyli tu z okolicznych wsi, otrzymali pracę i mieszkanie, kolejnym pokoleniom zaczęli przekazywać już nie agrarną tradycję, ale kulturę robotniczą.

Radość sobotniego popołudnia, kiedy odbierali wynagrodzenia, przeplatała się tu z codziennością, ciężką pracą, którą rozpoczynał i kończył głos świstawki fabrycznej. Dorobek ich życia stał się naszym dziedzictwem i zobowiązaniem, wobec którego trudno przejść obojętnie. Bo choć do naszych czasów zachowały się niemal wszystkie XIX wieczne budynki przemysłowe, mieszkalne i usługowe, a – staraniem głównie prywatnych inwestorów oraz władz samorządowych – odzyskują dziś swój dawny blask – nieoceniony aspekt historii stanowią robotnicy.

Żyrardów w 1916 roku stanowił trzeci na Mazowszu (po Warszawie i Płocku) ośrodek miejski, z charakterystyczną wielością wzorów kulturowych, potomków m.in. Czechów, Niemców, Rosjan, Żydów czy Szkotów. Fabryka nadawała rytm miejskiemu życiu.

Żyrardowanie wspólnie pracowali, wspólnie chodzili do kościoła, wspólnie też spędzali wolne sobotnie i niedzielne popołudnia. Poczucie wspólnoty odnajdowało swój wymiar także w dbałości o otoczenie, co dla każdej rodziny było punktem honoru.

Rozrywki dostarczali podwórkowi komedianci, muzykusy i wędrowny cyrk, często bawiono się na świeżym powietrzu. Pierwszymi lokalnymi artystami byli pracownicy fabryki, którzy tworzyli Towarzystwa Śpiewacze „Lira”, „Echo”, istniejące nieprzerwanie od ponad stu lat: układali wiersze, melodie i teksty piosenek – to oni nadawali charakter i określali tętno kultury. Miejscami ich spotkań najczęściej były domy kultury, prywatne mieszkania, a wzajemna gościnność urosła do rangi symbolu.

Sentyment wspomnień współczesnych żyrardowian to nie tylko pierwsze miłości i zauroczenia przeżywane choćby na dancingach w słynnym klubie „Pietrek” czy na szkolnych korytarzach „Czerwoniaka” przed którym – wzdłuż ówczesnej bieżni – sadzili rosnące do dziś brzózki. Budzi go zachowana niemal w całości osada fabryczna: choćby podwórko, na którym wychował się Paweł Hulka-Laskowski.

Domy z czerwonej cegły, ogródki, krzewy i drewniane komórki… to rzeczywistość, w której wielu spędzało dzieciństwo i młodość, a niektórzy spędzają dziś dorosłość i starość wyglądając z okien i rozmyślając… może o czasach, w których po ulicach zbudowanych z kamienia polnego poruszały się wozy konne, a może o tym, że miasto zaczęło przeżywać swoją drugą młodość – odrodzenie spod znaku loftów, wykorzystujących potencjał budynków niszczejących po upadku przemysłu.

To wszystko sprawia, że o Żyrardowie zwykło się mówić „miasto inne niż wszystkie”. Miasto, które przyciąga swoim „murowanym klimatem”. Miasto, w którym „chce się żyć”. Miasto, które można pokochać bezinteresownie.

Żyrardów ma swoich sympatyków, którzy – szanując przeszłość – starają się budować teraźniejszość i jak najlepszą przyszłość dla kolejnych pokoleń, a słowa „Tak – jesteśmy Przyjaciółmi Żyrardowa” mogą wypowiadać z dumą.

Mateusz Modrak